*HISTORIA OPARTA NA FAKTACH*
Drugi dzień świąt stał się dla Kariny koszmarem. Ktoś może zapytać dlaczego. Gdy miała 7 lat, spędzała święta z mamą i jej facetem-Piotrkiem. Wszystko wydawało się być idealne: prezenty, choinka, jedzenie, rodzina przy stole i kolędy.
Mała Karinka właśnie szła spać, przy słodkich dźwiękach ,,Lulajże, Jezuniu" , gdy usłyszała ciężkie kroki na korytarzu i szczekanie Kiary-ich psa rasy amstaf. Do pokoju wbiegła jej mama.
-Schowaj się pod łóżkiem i nie wychodź dopóki ci nie powiem.-Po czym wybiegła, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczynka nie czekała ani chwili, zrobiła to co jej kazano i czekała nasłuchując. Najpierw usłyszała walenie w drzwi i krzyki jakichś mężczyzn.
-Andzia, otwieraj!
To pomyłka, mama ma na imię Ania-myślała mała.
-Panowie spokojnie. O co chodzi?-odpowiedział im Piotrek.
Pow. Pow. Pow. Trzy wystrzały... Coś upadło...Kolejne dwa... Krzyk kobiety... Skowyt psa... Kolejne strzały...
Pies uciekł do pokoju Kariny, schować się czy obronić dziecko-tego nikt nigdy się nie dowie. Kiara usiadła na łóżku i wyła, zagłuszając przy tym płacz dziewczynki.
-Zostawiamy psa?-Usłyszała męski głos. Modliła się by nikt do niej nie podchodził, nie chciała oglądać typów, których bała się jej mama.
-Pies nie jest ważny-powiedział kolejny głos, po czym wszystko ucichł0.
Wszystko poza płaczem psa, który podczołgał się do Karinki i lizał jej twarz. Mijały kolejne minuty, głucha cisza wokół tylko się przeciągała, jeszcze bardziej stresując dziewczynkę. Zaraz przyjdzie mama-wmawiała sobie-powie, że nic się nie stało. Jednak sama w to nie wierzyła, czuła, że coś jest nie tak i, że już nigdy nie będzie dobrze. Kolenda dobiegała końca. Dziewczynka nie chciała dłużej czekać. Najwyżej mama na mnie nakrzyczy-mówiła sobie. Wyszła z pod łóżka i poszła do pokoju mamy, gdzie zobaczyła obraz swoich koszmarów. Matka leżała na kanapie, z nienaturalnie wygiętą szyją, ramie miała we krwi. Piotrek leżał z 5 kroków dalej, cały we krwi.
Karina cofnęła się do pokoju, zakrywając twarz ręką. Ten obraz na stałe wrył się jej w pamięć. Długo siedziała owinięta w swój kocyk, aż odważyła się zadzwonić do chrzestnego.
-Wujku, zabierz mnie stąd-poprosiła i nie powiedziała nic więcej.
Czekała kilka godzin, aż zjawił się "Święty" i spakowawszy kilka jej rzeczy, wyszedł razem z nią z mieszkania, zakańczając przy tym jej szczęśliwe dzieciństwo. Gdy odchodzili słyszeli tylko szczekanie psa, pozostawionego razem z martwymi ciałami w dusznym pomieszczeniu.
Po latach Karna znalazła zeszyt matki, dzięki któremu dowiedziała się, że jej mama była dilerką, a w jej zabójstwo była zamieszana mafia mokotowska. Mając 16 lat przysięgła sobie, że znajdzie zabójców jej matki i pomści ją. Od trzech lat szpieguje mafię i wydaje się być coraz bliżej rozwiązania zagadki. Szczególnie od kiedy nieświadomie zaczął jej pomagać pewien naiwny chłopak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz